Na start w rzymskim maratonie zdecydowałem się w październiku ubiegłego roku. Wtedy to opłaciłem wpisowe do biegu, wykupiłem bilet na samolot i zarezerwowałem noclegi. Pięć zimowych miesięcy poświęciłem na przygotowania do startu w Wiecznym Mieście. Pierwszy start po zimowych przygotowaniach 20 lutego w Trzemesznie na dystansie 15 km zasygnalizował już rosnącą formę (10 miejsce OPEN i 3 w M40). 13 marca wystartowałem w Poznaniu w VI edycji Maniackiej Dziesiątki na dystansie 10 km. W biegu tym poprawiłem swój rekord życiowy o prawie minutę, po raz pierwszy uzyskując czas poniżej 34 minut. Czas 33:38’ dał mi 25 miejsce OPEN i drugie w kat. wiekowej M45. Wyniki uzyskane w tych biegach pozwalały z optymizmem spoglądać na start w Rzymie. 19 marca rano po niespełna dwugodzinnym locie z Katowic wylądowałem na lotnisku Ciampino. Prosto z lotniska udałem się do Maraton Village w celu odebrania pakietu startowego. Przyznany mi numer startowy 445 uprawniał mnie niestety jedynie to startu ze strefy B, która obejmowała zawodników z numerami od 401 do 4 000. Po zameldowaniu się w hotelu piątkowe popołudnie i całą sobotę poświęciłem na zwiedzanie Wiecznego Miasta. Wędrówkę po Rzymie rozpocząłem od Koloseum i skończyłem w Bazylice św. Piotra w Watykanie. Po drodze zwiedzając większość rzymskich atrakcji turystycznych m.in. Hiszpańskie Schody i Fontannę Di Trevi, Trastevere, Piazza Navona, Piazza del Popolo, Pantheon i wiele innych. Po dwóch dniach intensywnego zwiedzania Rzymu byłem solidnie zmęczony i mój niedzielny start nie przedstawiał się w zbyt różowych barwach. W niedzielny poranek udałem się metrem na miejsce startu przy Koloseum. Po pamiątkowych zdjęciach na tle zabytkowych ruin i oddaniu rzeczy osobistych do depozytu zdecydowałem się na wcześniejsze ustawienie się na linii startu. Kosztowało mnie ponad godzinne oczekiwanie, ale dzięki czemu w momencie strzału startera znajdowałem się w okolicach szóstej setki startujących maratończyków. Pierwsze pięć kilometrów pokonałem w czasie 18:36’ co było mniej więcej zgodne planowanym przeze mnie tempem biegu. Druga ‘piątka’ w czasie 18:26’ była już trochę za szybka. Po dziesięciu kilometrach zwolniłem, gdyż tempo pierwszych 10 km (37:02’) było dla zbyt forsowne. Kolejne kilometry pokonywałem w niewielkiej grupce biegaczy, której tempo nadawał Irlandczyk Des Woods. Na półmetku miałem czas 1:18:46’. Trasa maratonu była dość trudna, dużo kostki i mnóstwo zakrętów, ale za to można było w ekspresowym tempie obejrzeć większość atrakcji turystycznych Rzymu. Na mnie największe wrażenie wywarły odcinki gdy biegłem przez Plac św. Piotra w Watykanie i Piazza de Popolo w okolicach 35 km. Ostatnie 2 km od Circo Massimo wokół Koloseum do mety w szpalerze dopingujących kibiców. W klasyfikacji generalnej zająłem 54 miejsce, wygrałem kategorię wiekową M45, byłem najlepszy z polskich maratończyków, poprawiłem swoją życiówkę o ponad trzy i pół minuty łamiąc granicę dwóch godzin czterdziestu minut. Od niedzieli mój nowy rekord życiowy w maratonie wynosi: 2:38:47′. Maraton w Rzymie ukończyło ponad 11 tys. biegaczy i biegaczek. Zwyciężył Etiopczyk Siraja Geny w czasie 2:08:39′, a wśród kobiet jego rodaczka Firehiwot Dado z czasem 2:25:28′. Udział w rzymskim maratonie, okazał się życiowym sukcesem w mojej ośmioletniej karierze biegowej. Na trasie 16 Maratona di Roma reprezentowałem barwy W.Z.K. „Victoria” .
Pozdrawiam
Marek Swoboda