O tym biegu słyszałem już kiedyś, ale dotąd mi było nie po drodze … Tym razem było tak: kolega Wojtek Leo zaprosił nas na działkę na weekend, a skoro zaproszenie przyjęliśmy, to postanowił zapewnić nam jakieś atrakcje. W piątek całą familją udaliśmy się nad Jezioro Budzisławskie i od razu ruszyliśmy do wody. Dzieciaki trenowały waterpolo, a ja zostałem wyciągnięty na „luźne rozpływanie” Woda była czysta i przejrzysta, a przy tym idealna temperaturowo, ale po pewnym czasie zacząłem odczuwać drętwienie kończyny górnej prawej (dominującej), związane ze zbyt długim wykonywaniem powtarzalnych ruchów.
Po 3godzinach udało mi się wyrwać na brzeg i mimo iż Wojtek twierdził, że już jest rozgrzany i teraz możemy popłynąć nieco szybciej, ja postanowiłem już wyschnąć! Wieczorem było Grill-Party, a w sobotę po śniadanku ruszyliśmy za Toruń do Osieku n.Wisłą.
Już przed wejściem do biura zawodów zauważyłem, że impreza ma charakter kameralny i chyba wszyscy poza nami się już znają z poprzednich edycji. Pakiet startowy zawierał książkę autorstwa organizatora: Kazimierza Musiałowskiego o maratonie przebiegniętym … po pokładzie transatlantyka (przeczytałem już i polecam), koszulkę „techniczną” (naprawdę fajnej jakości!) oraz numer i czip.
Przygotowałem strój startowy, zrobiłem krótką rozgrzewkę i ustawiłem się na linii startu. Pan KaMus dwoił się i troił, żeby wszystko było OK i naprawdę dało się zauważyć, że dla niego uczestnicy crossu są ważni.
Stałem z przodu i zdziwiłem się nieco, że na biegu dla „Bitelsów” byłem jedynym przebierańcem. Punktualnie o 13tej przy dźwiękach jedynie słusznej w tym momencie muzyki ruszyliśmy na trasę. Za naszymi plecami startowali „kijkarze”.
Z Osieku pobiegliśmy do Smogorzewca, gdzie był nawrót przy uliczce The Beatles (mieszka tam oczywiście Kazimierz Musiałowski). Bardzo szybko zorientowałem się, że nazwa Cross nie była przypdkowa: tylko krótki fragment trasy przebiegał po płytach betonowych, a większość czasu spędziliśmy na piaszczysto-błotnistych ścieżkach leśnych. Zauważyłem też, że większość biegaczy mimo zmęczenia uśmiecha się, bo nie wynik był tam najważniejszy, a świetna zabawa!
Ja zaplanowałem te 8,2km przebiec w 39minut, ale chyba przesadziłem z nawadnianiem i straciłem 20sekund na mikcję
Na mecie stylowy drewniany medal i gratulacje od samego orga. Zwycięzca biegu „złamał” 29minut, zaś kobiety zaczęły się meldować po 38.ej… W kategorii Par Nordic Walking wygrali państwo Brzezina z Sochaczewa, ale resztę podium zajęli Łodzianie: Katarzyna i Mariusz Wasilewscy oraz Ewelina i Wojciech Leo !
W kategorii Par Biegowych ciekawostka: wśród pierwszych i trzecich panie były szybsze niż panowie! Po biegu na wszystkich czekał posiłek regeneracyjny i gwóźdź programu, czyli koncert zespołu The Rookles. Chłopaki grali przeboje czwórki z Liverpoolu i swoje własne, które niebawem pojawią się na ich pierwszej płycie. W przerwie na nawilżenie gardeł nastąpiło ogłoszenie zwycięzców i rozdanie nagród.
KaMus starał się aby jak najwięcej osób zabrało do domu statuetkę w formie gitary i wymyślał kategorie jakie się tylko dało Ja na przykład dostałem nagrodę specjalną dla najlepszego fana TheBeatles.
Po drugiej części koncertu załapałem się jeszcze na CD z autografami TheRookles i z silnym postanowieniem powrotu za rok wróciłem do domu.
Pozdrawiam
Tomek Gula