A może zalegalizujmy doping?

Kiedy w 1983 zespół Kraftwerk tworzył płytę „Tour the France”  Lens Armstrong miał 12 lat i pewnie marzył o startach w tym tourze, podobnie  jak każdy chłopak śledzący transmisje z największego na świecie wyścigu kolarskiego. Na pewno wtedy jeszcze organizatorzy nie przewidywali, że przyjdzie im się zmierzyć z problemem dopingu na taką skalę. A już na pewno nie spodziewali się, że przyjdzie im odebrać 7 zwycięstw wspomnianemu wcześniej kolarzowi. Chodzi o lata 1999-2005. Sportowcowi, który zaczynał od triathlonu; na triathlonie też prawdopodobnie zakończy karierę. Tour the France „wciąga” mnie co roku i śledzę zmagania kolarzy na morderczej wieloetapowej trasie, głównie wypatrując sukcesów Polaków i podziwiając wytrzymałość zawodników. Pamiętam, zwycięstwa Armstronga; przede wszystkim jednak, pamiętam styl w jakim wygrywał etapy. Nie oszukujmy się, po prostu podziwiałem jego talent. Zakupiłem i przeczytałem jednym tchem wszystkie jego książki. Pamiętam jego pojedynki z Janem Urlichem. 

I nagle po kilku latach dowiaduję się, że byłem oszukiwany. Dlaczego? Osobiście czuję się zdruzgotany. Dlaczego tak silny człowiek, który wygrał walkę z rakiem, założył wspaniałą fundację wspierającą tą walkę dał się wciągnąć w doping?  Obawiam się, że pozostanie to jego tajemnicą, o ile cała sytuacja nie zmieni się w którymś momencie na korzyść zawodnika.  O ironio zabierając złoto Armstrongowi organizatorzy mają problem komu je wręczyć ponieważ okazuje się, że niektórzy sportowcy, którzy zajęli kolejne miejsca też zostali przyłapani na dopingu. Np. wspomniany już Urlich. W którą stronę zmierza sport wyczynowy? 

Dyskusje na forach pokazują, że generalnie ludzie się podzielili na dwie grupy. Na tych co uważają, że Armstrong jest niewinny, lub jest kozłem ofiarnym ponieważ biorą wszyscy i tylko jego przyłapano (głównie w oparciu o zeznania świadków). Bardzo mało jest wypowiedzi na ten temat byłych kolarzy. Oraz na tych, którzy podobnie jak ja czują się oszukani, że przez tyle lat kibicowali nieuczciwemu zawodnikowi.

Wpisałem ostatnio z ciekawości w wyszukiwarkę internetową hasło: „doping w maratonach” i okazało się, że i w tej dyscyplinie nie wszyscy są uczciwi.   Zwyciężczyni ubiegłorocznego maratonu w Tokio Tatiana Arjasowa, została zdyskwalifikowana na dwa lata za stosowanie niedozwolonych środków. Test został przeprowadzony bezpośrednio po biegu. Dystans 42 km 195 metrów pokonała w 2:27.29. 

Moje największe zaskoczenie, i to z naszego podwórka to tegoroczny maraton w Poznaniu. Przeprowadzona wśród czołowych zawodniczek i zawodników próba antydopingowa dała dwa pozytywne wyniki w próbkach A. W zaistniałej sytuacji wymagana jest jeszcze kontrola próbek B. Coś jednak jest na rzeczy. (W dniu wczorajszym organizatorzy podali oficjalny komunikat o dyskwalifikacji zwycięzcy, informacja na www.marathon.poznan.pl)

Pomijam klasyczną lekkoatletykę, gdzie już przyzwyczailiśmy się,  że powiedzmy sportowiec A jest zawieszony na X lat, lub właśnie wrócił po zawieszeniu do czynnego uprawiania sportu. 

Jak wygląda sprawa dopingu wśród amatorów? Chyba jest to najbardziej czysty sport. Sport amatorski. O ile do dopingu nie zaliczamy złocistego napoju (i tego nieco mocniejszego) przyjętego dzień wcześniej w ramach uzupełniania elektrolitów na pasta party przez pełnoletnich amatorów :).

Ciekawe co sądzicie na ten temat?

Pozdrawiam

Wesołych Świąt

Krzysztof Józefowicz

 

Powiązane Posty