O co chodzi z tym dropem …?

Drop czyli różnica wysokości pomiędzy pietą i palcami. Generalnie powinien ułatwiać bieganie. Patrząc na bieg Pań w szpilkach chyba nie jest tak do końca. Organizatorzy  biegów w szpilkach nie przekraczają dystansów na poziomie 100m. Uczestniczek też z reguły jest mniej niż w biegu klasycznym. Z drugiej strony na boso też nie widać tłumów biegaczy. Jest w tym wszystkim pewnie jakiś złoty środek. Jest na pewno. 

W klasycznych butach biegowych drop kształtuje się na poziomie 8-12 mm z tendencją do jego obniżania w kierunku właśnie tych 8 mm, tak żeby zmuszać biegaczy do biegania bardziej prawidłowego stylowo. Typowy amator będzie biegał z „pięty” czyli nieprawidłowo i tutaj właśnie przydaje się przewyższenie buta czyli wspomniany już drop. Producenci butów biegowych niejako zastępują braki w technice odpowiednim kształtem buta. Przykładowo klasyczny drop w butach Saucony to ok. 8 mm, Brooks 8-12 mm, Icebug 5-12 mm. Inaczej rzecz się ma w butach startowych i do biegania naturalnego. Tutaj króluje 4 mm przewyższenia. Np. Saucony Mirage A-6 jako typowa startówka czy Brooks Pure, Icebug Acceleritas (też startówka tyle, że w terenie). Jest też grupa butów z dropem 0 mm jak chociażby Saucony Virrata.

O co chodzi z tym dropem? Im mniejszy drop tym musimy być bardziej wytrenowani biegowo i biegać poprawnie technicznie. Założenie na początek przygody butów z dropem 0 mm prawdopodobnie zakończy się bólem łydki i negatywnymi odczuciami. Znam osoby, które wręcz wycofały się z używania płaskich butów z powodu bólu w łydce. 

Dla klasycznego biegacza biegającego z pięty, a nie ze śródstopia, który nie trenował wcześniej biegania, najbardziej przydatny będzie but z zakresu 8-12 mm z odpowiednio dobranym wsparciem i amortyzacją.  Stopniowo można wprowadzać treningi w butach bardziej płaskich i przyzwyczajać organizm do tego typu obciążeń; oczywiście wiąże się to z koniecznością posiadania dwóch par butów. 

Ci jednak, którzy spróbują biegania w tego typu butach nie chcą potem wracać do klasycznych butów biegowych. Część traktuje klasyczny but jako odpoczynek-regenerację dla układu ruchu biegając w nich znacznie mniej.  Moje odczucia dla niskiego dropu są takie, że dla spokojnych biegów biegnie mi się bardzo dobrze, żeby nie powiedzieć lepiej. Problem pojawia się przy próbach walki o czas na dystansach typu 10-15km. Łydka boli po tym przez kilka dni, o ile nie założę opasek kompresyjnych (nie nauczę się już biegać poprawnie podobnie jak nie nauczę się pływać poprawnie). 

Bieganie na boso – tak przydatne ze względu na wymuszanie poprawnej techniki biegu z automatu to osobna bajka. Spróbowałem kiedyś na plaży przebiec na boso kilka kilometrów. Przebiegłem, jednak odciski z bąblami  uniemożliwiły mi potem bieganie przez kilka dni. Na maratonie widziałem dosłownie 2 lub 3 osoby biegające z założenia boso. Duży szacunek. 

Krzysztof Józefowicz

trucht.com

Powiązane Posty